Pomyślałam, że kultura wymaga, abym pożegnała się z Natalie i tym bardziej z Eleanor, która, jestem święcie przekonana, zorganizowała mi transport do domu. Jednak na myśl o powrocie do klubu zrobiło mi się niedobrze. Wyjdę na niewdzięcznicę, trudno. Wolę to niż wrócić tam choćby na sekundę. Wstałam z chodnika otrzepując sukienkę i, całkowicie zrezygnowanym krokiem, poczłapałam w kierunku samochodu. Louis otworzył przede mną drzwi i kurtuazyjnym gestem zaprosił mnie do środka. Gdy sam usiadł z drugiej strony, dopiero zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz znajduje się tak blisko mnie i z nieznanych mi przyczyn myśl ta przyspieszyła mój krwiobieg. To był również pierwszy raz, gdy miałam okazję bez pośpiechu przyjrzeć mu się z bliska.
Chłopak, który siedział koło mnie, nie był wysokim mężczyzną, miał jakieś sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, mimo to nie posiadał mizernej postury. Opisać Louisa to trud nie z tej ziemi, ponieważ musiałabym wymyślać nowe sformułowania i słowa, a nawet napisać cały słownik, żeby oddać jego perfekcyjność i doskonałość. Na właściwy sobie sposób był męską wersją Eleanor. Tylko zdecydowanie bardziej pociągającą wersją. Tamtej nocy ubrany był w ciemnoniebieską bluzkę z krótkim rękawem, czarne spodnie i tomsy w biało-czarną kratę. Idealnie wyprasowana koszulka jeszcze bardziej podkreślała i tak intensywny kolor jego oczu, przez co nadawała im szczególnego wyrazu. Bardzo ostre, wyraźne rysy twarzy wraz z mocno zaakcentowaną linią szczęki przy pierwszym kontakcie z Louisem mogły powodować, że sprawiał mylne wrażenie osoby złośliwej i aroganckiej. Jednak wystarczyło uchwycić jego wiecznie roześmiane, ale zarazem tajemnicze spojrzenie, by bez trudu zmienić swój osąd. Mimo tych wszystkich cech fizycznych, jednymi z bardziej rzucających się w oczy przy pierwszym kontakcie, były jego włosy i liczne tatuaże. Co do tych drugich, nie widziałam ich dobrze w panującym w samochodzie półmroku, a nie miałam odwagi zapytać wprost co przedstawiają, czy też nachalnie przyglądać się jego, skądinąd pięknie zbudowanym, ramionom. Zrekompensowałam sobie tę stratę dokładnie badając każdy szczegół tej pierwszej, przykuwającej wzrok rzeczy. Brązowe włosy Louisa były zawadiacko roztrzepane, co dodawało mu z jednej strony uroku niesfornego dziecka, z drugiej zaś cynicznego amanta. Nie tylko jednak w tych cechach jawiła się istota sprzeczności tej czupryny – na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie efektu nieprzespanej nocy, jednak, gdy tak przyglądałam się pozornie nieokiełznanym kosmykom w samochodzie, myślałam o tym, że trzeba było być bardzo naiwnym, żeby do końca tak myśleć. Każdy włos Louisa był idealnie na swoim miejscu, perfekcyjnie ułożony tak, że cała ta harmonia i ład, które były zapewne efektem wielu długich minut przed lustrem, współgrając ze sobą tworzyły pseudochaos i quasi bałagan. I to był właśnie drugi paradoks, który miały w sobie te jasnobrązowe włosy.
Z tej dziwnej, włosowej kontemplacji wyrwało mnie pytanie:
- Co tam słychać? Poza tym, że nie masz domu oczywiście – powiedział Louis niepokojąco poważnie.
Pomijając wzmiankę o domu, jego pytanie całkowicie zbiło mnie z pantałyku. Zmieszana i z zagmatwanymi myślami w głowie zastanawiałam się, o co mu w ogóle chodzi. W pewnym momencie zrozumiałam, że przed sekundą był świadkiem mojej rozsypki emocjonalnej i wcale sobie ze mnie nie kpi, a po prostu chce mnie odstresować i zabawić rozmową.
- Poza tym, że nie mam domu… Hm… No więc, poza tym to jeszcze jedyna osoba w promieniu trzystu mil, którą w miarę poznałam, okazała się totalnym dupkiem. – nadal byłam zła i w obliczu tego, co zrobił Zayn, całkowicie zapomniałam o alkoholowej uwadze Louisa u Eleanor w mieszkaniu i o tym, że miałam się na niego obrazić. – A tak, to już nic. – dokończyłam ze sztucznym uśmiechem.
- Zayn to duże dziecko. Fakt, jest nieodpowiedzialny i zachował się jak kretyn, ale, wiesz, to mój najlepszy kumpel i gwarantuję, że nie chciał cię urazić. Jutro przypełznie na kolanach z przeprosinami – odpowiedział. - Spodobałaś mu się – dodał po kilku sekundach milczenia.
- Skąd wiesz? – zapytałam trochę zbyt żywo i emocjonalnie, co zresztą zauważył mój rozmówca i dał mi to do zrozumienia lekkim uśmiechem. Po raz kolejny tej nocy zawstydziłam się.
- Widziałem jak tańczyliście… - celowo urwał, a ja dopiero teraz poczułam, co to prawdziwy wstyd. Szukając rozpaczliwie tematu zastępczego nagle olśniło mnie, że wciąż stoimy pod klubem i Louis nawet nie włożył kluczyków do stacyjki samochodowej. Zresztą wyglądał, jakby w ogóle nie miał takiego zamiaru.
- Czemu nie jedziemy? – zapytałam, jakby uwaga o tańcu nigdy nie padła.
- Bo nie wiem, dokąd chcesz jechać. – Uśmiechnął się i wyglądało to bardzo szczerze. I czarująco.
- To mamy problem, bo ja też nie – zripostowałam. – W końcu nie mam domu – dodałam i spęczniałam z dumy, że teraz ja wygrywałam w tej dziwnej, słownej potyczce.
- W takim razie gdzie ostatnio spałaś?
- W ‘czymś pomiędzy szopą a ruiną’! – palnęłam bez namysłu, a jego mina, która wyraźnie dała mi do zrozumienia, że on nie wie o co mi chodzi i uważa, że jestem psychopatką, która postradała zmysły i gada głupoty o jakichś szopach, sprawiła, że od razu tego pożałowałam.
- O-ok… A wcześniej? – powiedział powoli, jakby naprawdę miał do czynienia ze świruską. Zastanowiłam się chwilę. Moja bezsenność sprawia, że rzadko sypiam, a w tamtym czasie prawie w ogóle mi się to nie zdarzało, dlatego przypomnienie sobie ostatniej drzemki zajęło mi krótką chwilę.
- W autobusie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Oho ho, jak żyję, nigdy nie spotkałem większej hipiski! – Zaśmiał się, a ja nie wiedziałam, czy się nabija, czy naprawdę wziął mnie za hippie. – To masz problem, bo tutaj nie ma żadnego stogu siana, czy nawet przyczepy campingowej – rozwiał moje wątpliwości nadal się śmiejąc.
Przekręcił kluczyki w stacyjce i spojrzał na mnie z ukosa. Jego wzrok spowodował deszcz dreszczy na moim ciele. Ruszyliśmy. Byłam ciekawa dokąd mnie zabierze, ale celowo nie chciałam pytać, tylko dlatego, bo wiedziałam, że on na to czeka. Milczeliśmy, ale tym razem było coś niezręcznego w tej ciszy. Wyglądałam zaciekawiona przez okno oglądając światła miasta, w którym zawsze chciałam się znaleźć. Był środek nocy, jednak Londyn tętnił życiem, niemal czułam jak oddycha. Nie przerywałam milczenia. Czekałam na jego inicjatywę po raz kolejny na przekór – wiedziałam, że chce, abym tym razem to ja zagaiła rozmowę, żeby nie wyszedł na narzucającego się gościa. Niedoczekanie. W końcu przerwał te milczące zawody krótkim, neutralnym pytaniem:
- Studiujesz?
- Rzuciłam. – Wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego?
- Musiałam wyjechać.
- Dlaczego? – Spojrzał na mnie i uchwyciłam błysk zaciekawienia w jego niebieskich oczach.
- Bo nie miałam po co zostawać. – Mimo że ta odpowiedź brzmiała jak kolejna zagrywka, była bardzo prawdziwa.
- Dla studiów?
- Tylko? Nie warto… - Westchnęłam, a on zauważył, że moja przeszłość to delikatny grunt i postanowił zmienić tor swoich pytań. Pomyślałam o tym, że po tej dziwacznej, dziesięciosekundowej rozmowie Louis wie o mnie więcej, niż wszyscy, z którymi przegadałam dzisiaj długie godziny. Ironia losu.
- Więc czym się teraz zajmujesz? – Dla rozładowania atmosfery posłał mi jeden z tych rozbrajających uśmiechów. W duchu podziękowałam Bogu, że akurat siedziałam, bo bym chyba upadła.
- Chodzę w obcych miastach, po nieznanych mi klubach, z ledwie poznanymi ludźmi, którzy naćpani chcą mnie obmacywać. – wypaliłam na jednym tchu i, niestety już po fakcie, uświadomiłam sobie, że to w końcu najlepszy przyjaciel Zayna, więc nie powinnam tak mówić. Z drugiej strony jedna gafa, w to czy w tamto, w obliczu tylu poprzednich już nie robiła różnicy.
- A ja gram na pianinie – odparł Louis ze śmiertelną powagą.
Zamurowało mnie kompletnie. Nie uchwyciłam momentu, w którym zaczęła się nasza wojna słowna, ale za to ten moment niewątpliwie był chwilą mojej kapitulacji. Widząc moje zdziwienie, którego nawet nie starałam się ukryć, uśmiechnął się przyjaźnie.
- Serio?! – Nie dowierzałam i zastanawiałam się, czy to nie kolejny żart.
- Powaga. Ale dopiero się uczę.
Zaczął mi opowiadać o tym, jak odkrył w sobie smykałkę muzyka i o tym, że wszyscy w zupełnie niemuzykalnej rodzinie byli w takim samym szoku jak ja przed chwilą. Wtedy dowiedziałam się, że Louis jest matematykiem, tak samo jak jego ojciec. Nie jestem pewna, czy dziwniejsze było to, czy gra na pianinie. Zaczęliśmy rozmawiać o muzyce, która okazała się świetnym spoiwem łączącym i nawet nie zauważyłam kiedy zaczęliśmy wykłócać się która płyta Guns’N’Roses jest lepsza, Use Your Illusion I czy II, chociaż ja i tak wolę Apetite For Destruction, a on całą dyskografię Train, ze szczególnym uwzględnieniem Drops Of Jupiter. Poczułam nagle ulgę, ale zupełnie inną, niż wtedy początkowo przy Eleanor czy, jeszcze wcześniej, przy Zaynie. Poczułam prawdziwą ulgę, chociaż nie wiem nawet od czego i dlaczego, ale to uczucie wypełniało mnie po brzegi. Miałam wrażenie, jakby nagle jakieś wielkie, niewidzialne nożyczki przecięły nam za uszami sznurki i z naszych twarzy z głośnym hukiem na podłogę upadły teatralne maski. I nagle zdałam sobie sprawę, co spowodowało to błogie uczucie – po raz pierwszy tego dnia i tej nocy byłam naprawdę sobą. Śmieszył mnie fakt, że źródłem takiego obrotu spraw był właśnie Louis, ten, którego najbardziej unikałam i, który był świadkiem najbardziej kompromitujących mnie sytuacji. Co więcej, on też wyglądał jakby dobrze mu się ze mną rozmawiało i mnie polubił, jednak wciąż w pamięci miałam sytuację z Zaynem, dlatego postanowiłam trzymać go na dystans i traktować wszystkie uśmiechy, jako przejawy zwykłej, ludzkiej przyzwoitości w konwencjonalnej rozmowie, chociaż nasza na pewno nie miała takiego charakteru.
Właśnie, gdy o tym myślałam, Louis zatrzymał samochód.
- Jesteśmy na miejscu. – Spojrzał mi prosto w oczy, a moje serce zaczęło bić, niczym serce ptaka w klatce.
piątek, 23 sierpnia 2013
Rozdział IV
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hrxyexfew kocham twojego bloga *-* masz meega talent ! xx
OdpowiedzUsuń@Directioner_747
Dziękuję! ^^ xxx
UsuńOpowiadanie samo w sobie jest specyficzne i bardzo ciekawe, naprawdę mi się podoba. Jestem ciekawa tego, co będzie dalej. + Taka mała rada, zmniejsz szerokość całego bloga, wtedy tekst będzie widoczny od początku, a tak to ucina kilka literek i troszkę źle się to czyta. Ale ogólnie jest dobrze. :)
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie:
http://fake-fanfiction.blogspot.com/
Rozdział jest nieziemski! :)
Usuń+Może korzystasz z innej przeglądarki, ale z tego co wiem to wszystko powinno być w porządku, szablon też jest okay, nic nie przycina.
U mnie też widać wszystko normalnie, więc nie mam pojęcia, dlaczego u Ciebie jest coś nie tak...
UsuńDziękuję :) xxx
Mi wszystko działa !
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie, fajnie się czyta. Zasysa człowieka wyrazistością każdej z postaci i głębią opisu. Nie bardzo czuję klimaty ...ale przecież można nie zwracać uwagi, że to opowiadanie o znanym piosenkarzu i czytać jak każde inne.
Fajnie.Się.Czyta.
Jestem pod naprawdę ogromnym wrażeniem. Już pierwszy akapit w pierwszym rozdziale mnie zaintrygował. Postać Miley skrywa wiele tajemnic, co dodaje opowiadaniu tajemnicy. Zaś posostali bohaterowie coraz bardziej zazkakują mnie swoim zachowaniem. Podsumowując, piszesz bardzo dojrzale, profesjonalnie, lepiej niż niektórzy pisarze, których książki czytałam. Masz ogromny talent, rozwijaj go dalej. Nie wiem jakim cudem dotrwam do dwudziestego ósmego. Odliczam juž dni! Rozdział jest fenomenalny, jestem ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń. Czekam na rozdział piąty, życzę weny i ciepło pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNowa, ale wierna czytelniczka Nika. x
Ojej, dziękuję za tak konstruktywną opinię, bardzo mi miło :) Pozdrawiam xxx
UsuńWspaniale opisujesz, chcialabym umiec pisac a ten sposob
OdpowiedzUsuń